Dzień 1 22.08.2017r. wtorek
Mięguszowiecka Przełęcz
Po lipcowym wyjeździe w Alpy i euforii po zdobyciu najwyższego szczytu Europy czas na nasze równie piękne Tatry! Tym razem do zdobycia: dzień 1 – mięguszowiecka przełęcz. Dzień 2 – Rysy 2499 m.n.p.m
Wyjechaliśmy z domu o 3.30 by dotrzeć na parking w Palenicy Białczańskiej ok.7:30 z przerwą na posiłek w trasie.
Z parkingu ruszyliśmy ze sporą dawką adrenaliny i bardzo dobrego humoru do schroniska ‚morskie oko‘ z zespole 6 osobowym: Adam, Magda, drugi Adam, Agnieszka, Grzegorz i Marek.
Dotarliśmy do morskiego oka w niespełna 2 godziny. Posiłek, przepakowanie, formalności z zakwaterowaniem w schronisku i dalej na szlak.
Droga na Morskie Oko, Czarny Staw pod Rysami zakorkowana tłumem ludzi. Wystarczyło jednak wejść na zielony szlak , przy Czarnym Stawie prowadzącym na Mięguszowiecką Przełęcz, by znaleźć się w zupełnie innym świecie. W jedną i drugą stronę w sumie spotkaliśmy 7 turystów. Umiarkowane zachmurzenie z przejaśnieniami i niewielkim wiatrem sprzyjało realizacji zdarzeń.
Po wejściu na Mięguszowiecką przełęcz, zrobieniu kilku pamiątkowych zdjęć nastąpiło załamanie pogody. Opady śniegu i mocniejszy wiatr skróciły nam czas na nasycenie się widokami dolin i stawów tak po stronie polskiej jak i słowackiej.
W drodze powrotnej wraz ze spadkiem wysokości opady śniegu przekształciły się w deszcz, a śliskie kamienie utrudniały szybkie pokonywanie trasy powrotnej. Wtedy Magda która pojechała pierwszy raz z nami, zaśpiewała nam piosenkę. Wszystkim nam przypadła do gustu i poprawiła humory. Przed czarnym stawem cała kompania nuciła już refren:
„Be, be, be kopytka niosą mnie‘‘. I tak kopytka doprowadziły nas do schroniska, gdzie udało nam się dostać nocleg w starym morskim oku na ,,glebie‘‘.
Wspólna kolacja na zasadzie ‚co kto ma na stół’, uzupełnienie płynów i wymiana wrażeń po całodniowym marszu sprawiła, że mimo braku wygód i spaniu na glebie w śpiworach wszyscy szczęśliwi natychmiast usnęli śniąc o(…).
Dzień 2 23.08.2017r. środa
Rysy 2499m n.p.m
Deszczowy poranek nie zepsuł nam humorów. O 5:00 pobudka, poranna kosmetyka, śniadanie, przepakowanie i czekanie na poprawę pogody. Zgodnie z prognozami większości portali pogodowych między 13:00-14:00 miało pokazać się słońce. O 10:00 kiedy ustał deszcz ruszyliśmy na czerwony szlak na Rysy, mając nadzieję że meteorolodzy nie pomylili się.
We mgle pokonywaliśmy kolejna metry pnąc się do góry podśpiewując: Be,be,be kopytka niosą mnie !:)
Około 15-20 minut przed szczytem, chmury rozpostarły się i zaświeciło słońce.
Szybko zdobyliśmy szczyt. Rysy 2499m n.p.m (po stronie polskiej).
Widok zapierał dech w piersiach, a taniec chmur potęgował wrażenia. Piękne doliny i szczyty gór po stronie polskiej jak i słowackiej sprawiały że odwlekaliśmy powrót. Czas się zatrzymał… Byliśmy tylko my i góry- nic więcej się nie liczyło.
Po zrobieniu wielu pięknych zdjęć i panoram, pora była wracać. Zatrzymało nas jednak na szczycie bardzo rzadko występujące zjawisko optyczne – widmo brockenu, polegające na zaobserwowaniu własnego cienia w chmurze poniżej a cień otoczony jest jasną tęczową obwódką zwaną glorią. Zostało ono po raz pierwszy opisane w 1780r. a opisał je Johann Esaias. Nazwa zjawiska pochodzi od szczytu Brocken 1142m.n.p.m w górach Harz w środkowych Niemczech.
Nasyceni widokiem, nie przejmując się przesądami o widmie brockenu, ruszyliśmy w drogę powrotną. Słońce które towarzyszyło nam już do końca wędrówki osuszyło skały na szlaku, ułatwiając nam przejście do schroniska.
Posiłek, nawodnienie, przepakowanie i zejście do parkingu do auta.
W drodze do domu snuliśmy plany na następny wyjazd w góry.
Zmęczenie przeplatane z zadowoleniem – wręcz euforia, połączone z pięknymi widokami i szczyptą adrenaliny- dla tego tak bardzo uwielbiamy góry!