MOUNT BLANC (4810m.n.p.m)
Alpy 15-21 Lipca 2017 r.
Swoją alpejską przygodę rozpoczęliśmy w Gogolinie, gdzie zjechała się cała ekipa aby spakować plecaki, zjeść kolację i w nocy wyruszyć w drogę.
Dzień 1
Na camping w Chamonix dojechaliśmy 15 lipca o godzinie 7:00 gdzie po posiłku i przepakowaniu plecaków ruszyliśmy w stronę schroniska Tete Rousse gdzie na kamienistym polu przy pięknym zachodzie słońca o godzinie 21:00 rozłożyliśmy namioty i po zjedzeniu liofilizatów położyliśmy się spać ponieważ każdy padał ze zmęczenia a pobódka zapowiadała się bardzo wcześnie rano.
Dzień 2
Pobódka jeszcze o zmroku (godzina 4:30) nie specjalnie wszystkich cieszyła ale każdy zmotywowany wstał szybciutko. Po wyjściu z namiotów zastała nas bardzo niska temperatura ( około -2 stopni celcjusza) i bardzo silny wiatr, co ponoć na tej wysokości ( 3167m.n.p.m) jest normalne o poranku.
Szybkie śniadanie, spakowanie plecaków, zabezpieczenie namiotów i około godziny 5:20 wyruszyliśmy pokonać kuluar (jedno z niebezpieczniejszych miejsc na trasie na Mount Blanc ).
Około godziny 10:00 po ciężkiej wspinaczce dotarliśmy do schroniska Gouter położonego na wysokości 3817m.n.p.m gdzie powoli łapała nas choroba wysokościowa, dlatego odpoczęliśmy godzine, zjedliśmy solidne śniadanie (jeden snikers i pół liofilizata), ogrzaliśmy się i ruszyliśmy dalej.
Plan zakładał dojście do schronu Vallot gdzie chcieliśmy przenocować.
Po drodze mijaliśmy wiele szczelin lodowych, jednak wszyscy jesteśmy doświadczonymi wspinaczami i powiązani liną brnęliśmy lodowcem w górę.
Do schronu na wysokości 4372m.n.p.m dotarliśmy o godzinie 16:30.
Dostaliśmy informacje że pogoda następnego dnia miała się zepsuć i wszyscy odradzali atak szczytowy.
Po 2 godzinach odpoczynku, przegłosowaliśmy aby zrobić atak szczytowy jeszcze tego samego dnia choć wiatr wiał z prędkością 100km/h a chmury i silna mgła zasłaniała niemal wszystko.
Powiązani linami, ubrani w puchowe kurtki wyszliśmy ze schronu o godzinie 18:30.
Silny wiatr niemal spychał nas z grani, w pewnych momentach musieliśmy iść na kolanach wbijając czekany w śnieg aby wiatr nas nie porwał.
O godzinie 20:00 po wielu nieprzyjemnych przygodach i chęci wycofania się ze ściany, udało się… zdobyliśmy szczyt! Mount Blanc jest nasz! Na wysokości 4810 m.n.p.m (wierzchołek góry) spotkała nas miła niespodzianka. Wiatr ustał, chmury rozpostarły się a widoki zapierały dech w piersiach, aż chciało się płakać ze szczęścia…
Po zrobieniu wielu zdjęć pamiątkowych, szybkim tempem przy pięknym zachodzie słońca ruszyliśmy w dół w stronę schronu Vallot z nadzieją że dotrzemy tam przed zmrokiem. Niestety od połowy drogi nasilił się wiatr, a późna godzina sprawiła że dotarliśmy na miejsce przy latarkach po ciemku.
W Vallocie każdy z nas prawie umierał ze zmęczenia, jednak musieliśmy zostać tam na noc aby nie wytrącić za szybko wysokości- mogło by to spowodować różne choroby. Noc dla wielu była prawie całkowicie nieprzespana. Temperatura -10 stopni dawała w kość, zapasy jedzenia powoli się kończyły, więc z samego rana postanowiliśmy schodzić do obozu pierwszego.
Dzień 3
O godzinie 7:00, po wypiciu herbaty ruszyliśmy w dół. Plan zakładał dotarcie do obozu pierwszego i tam nocleg.
Szybkie tempo jednak pozwoliło nam dotrzeć do obozu około godziny 15:00 co w połączeniu z brakiem pożywienia spowodowało zmianę planu. W obozie zjedliśmy ostatni posiłek, spakowaliśmy namioty i ruszyliśmy w stronę campingu w Chamonix. Jako nieliczni w jeden dzień zeszliśmy z niemal szczytu góry aż na camping.
Na dole czekała nas niespodzianka której nikt by się nie spodziewał, otwarty sklep! na prawdę uratował nasze samopoczucie. W końcu mogliśmy zjeść normalną kolację i świętować udane zdobycie góry! W nocy zaobserwowaliśmy niesamowity widok, przepiękne gwieździste niebo niemal wyganiało z namiotu aby spać na trawce przed nim
Serdeczne pozdrowienia dla wszystkich uczestników wyprawy a także wielkie podziękowania firmie SAMED za kolejne wspaniałe wsparcie wyprawy! Dziękuję!
Pozdrowienia i podziękowania ślą uczestnicy zdobycia góry Mount Blanc, do zobaczenia na szlaku!!
Adam
Marek
Asia
Szymon
Tomasz
Kuba